Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi pauletto007 z miasteczka Lublin. Mam przejechane 27186.80 kilometrów w tym 3002.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.86 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy pauletto007.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2009

Dystans całkowity:2637.39 km (w terenie 222.00 km; 8.42%)
Czas w ruchu:146:06
Średnia prędkość:18.05 km/h
Maksymalna prędkość:53.10 km/h
Liczba aktywności:27
Średnio na aktywność:97.68 km i 5h 24m
Więcej statystyk
  • DST 139.43km
  • Czas 08:06
  • VAVG 17.21km/h
  • VMAX 46.20km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Sprzęt Author Solution 2007
  • Aktywność Jazda na rowerze

Moja I wyprawa rowerowa - dzień 17

Czwartek, 30 lipca 2009 · dodano: 12.08.2009 | Komentarze 0

Wstajemy z rana i pakujemy się. Po drodze do odległego o ok.20km Olsztyna mocno głodni docieramy do najbliższego sklepu i za moment jemy śniadanie. W Olsztynie Krzysiek w sklepie rowerowym kupuje zapasowe szprychy po wczorajszym doświadczeniu.
Już czwarty dzień męczę się z co raz silniejszym bólem prawej nogi. Praktycznie pogodziłem się już z tym, że zakończenie wyprawy na pewno nie nastąpi w Szczecinie. Podjazdy na-wet na najlżejszym przełożeniu sprawiają mi ogromną trudność. Momentami czuję jak moją nogę pieści jakiś prąd. Zaczynam się bać, więc nie jadę już tak pewnie, choć ciągle do przodu. Myśli, że ból przejdzie odchodzą w zapomnienie. Przed Grunwaldem odbywamy poważną rozmowę i decydujemy o zakończeniu wyprawy. Czuję niedosyt i widzę rozczarowanie w oczach Krzyśka. Szkoda mi, że nie dojechaliśmy chociażby do Gdyni. Bardzo chciałem zobaczyć Westerplatte. Niestety się nie udaje. Za Grunwaldem, gdzie oglądamy słynne pole bitwy polsko – krzyżackiej kierujemy się na Ostródę, by stamtąd pociągiem dojechać do domu.
Stacja PKP Ostróda okazuje się dla nas mało łaskawa. Pomimo zakupu biletów na nocny pociąg o godz. 23 i pomimo faktu, że czekamy na niego na peronie już od godziny 21 pociągu nie zauważamy. Z nadzieją na opóźnienie czekamy na jakikolwiek sygnał z informacji PKP. Zaczynamy się denerwować. Jest już po północy, więc dzwonimy do ogólnopolskiej informacji telefonicznej PKP, by upewnić się co z naszym pociągiem. Dyżurny ruchu twierdzi, że pociąg był i że musieliśmy go przeoczyć. Zastanawiamy się tylko jak to możliwe! Rozważamy wiele opcji powrotnych, ale myśl oczekiwania całą dobę na następny pociąg tej samej relacji nie bardzo nam się uśmiecha. Dzwonię więc raz jeszcze na informację i dowiaduję się, że z oddalonej o ok. 35km Iławy mamy o 6 rano pociąg bezpośredni z rezerwacją miejsc. Je-my więc kanapki i posileni już po godzinie 1.10 w nocy siadamy na rowery. Zmierzamy do Iławy. Noc wydaje się spokojna, choć niebo jest zachmurzone. Za 15 minut na domiar złego dopada nas ulewa trwająca ok. 30minut. Mokrzy docieramy po godzinie 3 rano na dworzec w Iławie. Z nadzieją przestemplowania biletów idziemy do kasy wyjaśnić naszą sytuację. Kasjerka jest bardzo miła i za moment mamy już nowe bilety praktycznie nie tracąc przy tym pieniędzy. Pani przygląda się naszym pierwotnym biletom i ku naszemu zdziwieniu mówi: „Panowie! Kto wam sprzedał te bilety? Przecież ten pociąg nie jeździ już od ponad pół roku!!” Zszokowani, oczekujemy na dworcu w Iławie naszego pociągu. I tak szczęśliwie po 17 dniach wracam do domu:D

Czerniki – Olsztyn – Olsztynek – Grunwald – Ostróda – Iława - Lublin




  • DST 96.26km
  • Czas 05:09
  • VAVG 18.69km/h
  • VMAX 41.60km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • Sprzęt Author Solution 2007
  • Aktywność Jazda na rowerze

Moja I wyprawa rowerowa - dzień 16

Środa, 29 lipca 2009 · dodano: 12.08.2009 | Komentarze 0

Zgodnie z wczorajszym planem dziś po śniadaniu ruszamy zobaczyć Wilczy Szaniec. Na miejscu już ok. godziny 10.30 jest mnóstwo turystów: Polaków, Włochów, Rosjan i oczywiście Niemców. Naprawdę warto pojechać, to miejsce skrywa w sobie tragiczną historię narodów, szczególnie żydowskiego i polskiego.
Z Gierłoża ruszamy w kierunku Kętrzyna. To kolejne miasto, w którym spoczywa kawał historii Polski. Tylko na starym rynku jest zamek, kościoły, dawne spichlerze, także warto je zobaczyć. Wyjeżdżając z miasta zatrzymujemy się na posiłek i znów ruszamy dalej. Kolejny punkt na naszej trasie to Reszel, jeszcze ładniejsze, nieduże miasto. Sądząc po liczbie cieka-wych obiektów, niegdyś miasto miało duże znaczenie gospodarcze.
W dalszej kolejności zmierzamy do Biskupca. Na trasie pomiędzy Reszlem a Biskupcem mamy wiele męczących podjazdów. Za jednym z nich na kole Krzyśkowi siada starszy facet, ale po paru km odpuszcza tempo. Okropnie odczuwam nogę. Powoli zaczynam wątpić w to czy uda mi się ukończyć wyprawę na zaplanowanej mecie, tj. w Szczecinie.
Przed samym Biskupcem strzela mi łańcuch, więc stajemy na mój pierwszy postój serwisowy. Zakładam spinkę i po 3 minutach jest już po krzyku Znów jesteśmy na trasie. W Biskupcu robimy zakupy, i niestety przed nami ok. 35 km jazdy po szosie krajowej nr 16. Po 5km od wjazdu na krajówkę Krzyśkowi zrywa się szprycha w tylnym kole od strony kasety. Wymiana na nową szprychę zabiera łącznie z zapakowaniem roweru ok. godzinę. Później tniemy na naszych rowerach jak zahipnotyzowani do samego Bartoszewa, mając na tym odcinku średnią ponad 25km/h. Za Bartoszewem we wsi Czerniki docieramy na nasz, jak się wkrótce okaże, ostatni nocleg. Leśne miejsce w okolicach tartaku, jest bardzo fajne pod rozbicie namiotu.

Gierłoż – Kętrzyn – Reszel – Srokowo – Biskupiec – Bartoszewo – Czerniki




  • DST 113.08km
  • Czas 05:48
  • VAVG 19.50km/h
  • VMAX 41.30km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • Sprzęt Author Solution 2007
  • Aktywność Jazda na rowerze

Moja I wyprawa rowerowa - dzień 15

Wtorek, 28 lipca 2009 · dodano: 12.08.2009 | Komentarze 0

Z łąki pod Giżyckiem z rana bardzo skutecznie wyganiają nas krowy, które wypuszcza na wypas gospodarz. Oczywiście nas o tym wcześniej informuje, ale musimy przyspieszyć zwijanie obozu.
Po wczorajszym pikniku z gospodarzem mocno udziela mi się ból głowy:P, ale nie daje się i już za chwilę dojeżdżamy do wsi Wielkasy nad jeziorem Niegocin. Nad brzegiem, obok wielkiej sceny jemy śniadanie i chwilę pływamy. Za niedługo, bo jakieś 2 km jesteśmy już w Giżycku, bardzo ładnym mieście, czystym jak większość mazurskich miast.
A jeśli chodzi o ścieżki rowerowe, to przyznać trzeba, że w Giżycku jest ich całkiem sporo, ale niestety prawie wszystkie z kostki brukowej. Z Giżycka do Węgorzewa mamy równiutką szosę a ruch samochodów nie jest specjalnie duży. Niestety znów mamy masę podjazdów i nogę odczuwam co raz bardziej, co widać na podjazdach. Zostaję ostro z tyłu za Krzyśkiem, ale ciągle jadę.
W dalszej kolejności dojeżdżamy do Węgorzewa. Na samym początku miejscowości oglądamy pomnik żołnierzy poległych w czasie II wojny światowej. Mijamy Węgorzewo, kierując się do Srokowa, gdzie oglądamy słynną Wieżę Bismarcka, a właściwie jej ruiny. Sam podjazd pod ten obiekt to nie lada wyzwanie! Ok. 1km podjazdu po gruntowej ścieżce, którą miejscami pokrywają kamienie przyrzucone piachem. Z dużym wysiłkiem docieramy pod wieżę. Na mnie większe wrażenie sprawia panorama okolic Srokowa, jaką stąd możemy zobaczyć.
Nagle zaczyna się chmurzyć, a za kilka sekund zaczyna padać. Zbliża się wieczór, więc kierujemy się na Gierłoż, by jutro zobaczyć Wilczy Szaniec (dawną twierdzę Hitlera). Szu-kamy miejsca pod nocleg, kiedy to nagle wpadam na pomysł, żeby może dziś po bardzo mi-łym przyjęciu nas u księdza w Stubnie, spróbować znów rozbić się pod jakąś plebanią. Znaj-dujemy więc plebanię w pobliskim Karolewie, ale ksiądz nam odmawia. Znów wracamy do Gierłoża, po drodze znajdując miejsce w lesie na nocleg.

Wielkasy – Giżycko – Węgorzewo – Srokowo – Gierłoż – Karolewo – Gierłoż




  • DST 113.03km
  • Teren 10.00km
  • Czas 06:40
  • VAVG 16.95km/h
  • VMAX 42.60km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • Sprzęt Author Solution 2007
  • Aktywność Jazda na rowerze

Moja I wyprawa rowerowa - dzień 14

Poniedziałek, 27 lipca 2009 · dodano: 12.08.2009 | Komentarze 0

Jak nasz wyprawowy zwyczaj nakazuje, bez śniadania ruszamy w trasę w kierunku Piszu po drodze zajeżdżając do najbliższego sklepu, gdzie robimy zakupy. Za Orzyszem zatrzymujemy się na śniadanie.
W perspektywie dnia mamy przepływ promem przez Śniardwy. Zanim jednak do niego dojedziemy to mamy blisko 10km terenu, wśród którego są podjazdy i zjazdy. Zaczynam od-czuwać jakiś ból prawej nogi. Jeżdżę więc bardziej miękko z nadzieją, że dolegliwość ustąpi.
Po drodze do promu przepływającego przez przesmyk na jeziorze Śniardwy spotykamy czterech niemieckich sakwiarzy. Zagadujemy do nich, ale jak to Niemcy są małomówni. Po-mimo tego z dwoma z nich podłapujemy lepszy kontakt i zaczynamy gadać… po angielsku. Trochę wstydzę się zagadać cokolwiek po niemiecku wiedząc, że języka uczę się tylko rok. Ale na do widzenia udaje mi się wykrzesać z siebie niemieckie „Bis dann”! tj. Na razie! Później znów spotykamy się na wspomnianym promie.
Za promem jesteśmy już w Mikołajkach. Szukamy sklepu rowerowego, aby Krzysiek mógł nabyć dętkę.. Niestety poszukiwania idą na marne i lekko głodni opuszczamy Mikołajki.
Za ok. 15km zatrzymujemy się, żeby wziąć od ludzi wodę a za moment zatrzymujemy się na obiad. Wieczorkiem znów znajdujemy miejsce na następny dziki nocleg, tym razem na łące pod Giżyckiem. Gdy kończymy rozkładanie namiotu na łące zjawia się właściciel. Ale ku naszemu zdziwieniu wypytuje tylko jak tam wyprawa, skąd i dokąd jedziemy, ostrzega nas przed dzikami. Jesteśmy więc pozytywnie zaskoczeni. Gdy zaczynamy wrzucać wszystko do namiotu, z samochodu jadącego drogą między polami wychodzi do nas jakiś nieznajomy lek-ko podchmielony gość i od razu zagaduje czy się z nim nie napijemy bimberku po upalnym dniu Dziś idziemy spać baaardzo późno:D

Widajny – Orzysz – Mikołajki - Giżycko




  • DST 72.86km
  • Czas 04:25
  • VAVG 16.50km/h
  • VMAX 41.60km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Sprzęt Author Solution 2007
  • Aktywność Jazda na rowerze

Moja I wyprawa rowerowa - dzień 13

Niedziela, 26 lipca 2009 · dodano: 12.08.2009 | Komentarze 0

Nad ranem śpi nam się tak twardo, że nastawiony na 8 budzik skutecznie budzi nas dopiero przed 9.00.
Jest zimno. Pada deszcz. Z namiotu jakoś trudno wyjść, bo ciągle pada. Ale jak tylko przestaje, wychodzimy i szybko zwijamy biwak. Ruszamy dalej wg naszego planu.
Dziś czeka nas cała masa atrakcji: poranna ulewa, a gdy tylko wyjeżdżamy spod kościoła, gdzie zatrzymujemy się na niedzielną mszę, Krzyśkowi zaczyna coś stukać w okolicach na-pędu. Zjeżdżamy więc w las i mamy drugi podczas tej wyprawy przymusowy postój serwisowy. Trafiamy na moment gdy przestaje padać. Jak tylko Krzysiek kończy serwisowanie roweru, to znów zaczyna padać i zaraz znów przestaję. „Ehhh, wredna pogoda”!, myślę. Rozkładamy kuchenkę i korzystając z postoju robimy drugie śniadanie. Po deszczu wyjeżdżamy na trasę i za niedługo spotykamy sakwiarza, na stałe mieszkającego w Niemczech. Chwilę gadamy i okazuje się, że Jacek jest w trakcie swojej siódmej wyprawy i podróżuje sam od Dortmundu przez Polskę, Białoruś, Ukrainę, Mołdawię… w sumie ok. 7 tys. km, a za nim już ponad 1800km. Daje nam kilka dobrych sakwiarskich rad. Życzymy sobie wzajemnie powodzenia i ruszamy dalej. Mija może z pół godziny i znów coś stuka Krzyśkowi. Zatrzymujemy się na przystanku i Krzysiek rozbiera tylną piastę. Okazuje się, że woda, która wczoraj dostała się do jego piast podczas przechodzenia przez rzekę, wypłukała z nich smar a dodatkowo jeszcze pojawił się duży luz. Zapewne właśnie ten luz powoduje te stuki. Ja korzystam z chwili wolnego i nie tracąc czasu robię zapasy jedzenia w pobliskiej Biedronce, w tym 5 kg arbuza:D Jak tylko Krzysiek kończy, widzimy, że dojeżdża do nas i śpiewająco zagaduje rowerowo – pieszy pielgrzym z Rudy Śląskiej, emerytowany górnik. Wiezie on ze sobą całe mnóstwo jedzenia, które dostał od Polaków na Wileńszczyźnie, dokąd pielgrzymował najpierw pieszo a teraz wraca na rowerze. Jego humor doprowadza nas niemal do łez, gdy opowiada, że ma już dość jedzenia, i że w każdym domu gdzie nocował dostawał na drogę dużo prowiantu a początkowo 10kg sakwy ważą teraz ponad 30kg. Korzystając z okazji oddaje nam trochę swoich zapasów ciastek, cukierków i innych słodyczy a my dzielimy się z nim arbuzem. Pękamy i niemal płaczemy ze śmiechu, gdy co chwilę opowiada, że od tego jedzenia jest mu niedobrze a mimo wszystko arbuza wsuwa jak opętany:D A jak zaczyna swoją śluuśkom gwarom coś opowiadać i nie dopuszcza nas do głosu to ze śmiechu już w ogóle nie możemy tego arbuza dokończyć:P Po 40 minutach nadchodzi czas rozjazdu.
Na wieczór znajdujemy kolejny dziki nocleg na łące pod lasem.

Nowa Wieś – Szczecinki – Świątajno – Stare Juhy – Widajny




  • DST 70.88km
  • Czas 04:50
  • VAVG 14.66km/h
  • VMAX 42.30km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Sprzęt Author Solution 2007
  • Aktywność Jazda na rowerze

Moja I wyprawa rowerowa - dzień 12

Sobota, 25 lipca 2009 · dodano: 12.08.2009 | Komentarze 0

Z naszej kwatery, ok. godziny 10.30 kierujemy się wczoraj poznanym bulwarem wzdłuż kanału Augustowskiego do krajówki nr 8 na Suwałki.
Nie jest łatwo jechać, gdy ciągle mijają nas szybko jadące tiry, autobusy i wszechobecni motocykliści. Być może też ten odcinek powoduje, że nas obydwu ogarnia jakieś zmęczenie. Totalny brak chęci do jazdy! Aby nie jechać dalej krajową ósemką, skręcamy w boczną drogę i za niedługo robimy postój na szamanie. Krajówka nas psychicznie wykańcza i jakoś ciężko nam się z powrotem zebrać do jazdy. Przy nadziei powrotu do psychicznej normy pozostawia nas myśl, a jednocześnie pomysł Krzyśka na rozpalenie ogniska i usmażenie kiełbasek.
Dojeżdżamy na nasz pierwotny nocleg ale wcześniej czeka nas jeszcze dodatkowa atrakcja w formie przeprowadzenia rowerów przez słynną rzekę Rospudę. Początkowo trochę się bałem, bo rzeka to rzeka. Nie jest tu jednak głęboko a skoro traktuję to jako przygodę, to idę! Woda jest bardzo czysta, i zimna. Za rzeką znajdujemy wprost wymarzone miejsce na nasz kolejny dziki nocleg. Rozstawiamy namiot, zdejmujemy sakwy z rowerów, smarujemy napę-dy, budujemy nawet rusztowanie, aby rozwiesić wyprane wczoraj ubrania. Wszystko wygląda zbyt pięknie i niestety za moment z pobliskiej remizy strażackiej słyszymy muzykę. Już widać, że tutaj się nie wyśpimy. Konieczność ponownego zwinięcia obozu lekko mnie irytuje, ale jak trzeba to trzeba. Jeszcze raz przechodzimy przez rzekę i za ok. 3km mamy już miejsce na nocleg.
Nowe miejsce noclegowania nie jest całkiem bezpieczne bo jesteśmy widoczni z drogi, a ognisko dodatkowo nie pomaga nam być niezauważonymi. Na kolację więc smażone kiełbaski i spać!

Augustów – Suwałki – Olecko – Aleksandrowo – Nowa Wieś




  • DST 121.53km
  • Czas 06:30
  • VAVG 18.70km/h
  • VMAX 45.70km/h
  • Temperatura 27.0°C
  • Sprzęt Author Solution 2007
  • Aktywność Jazda na rowerze

Moja I wyprawa rowerowa - dzień 11

Piątek, 24 lipca 2009 · dodano: 12.08.2009 | Komentarze 0

W nocy straszny wiatr szarpie naszym namiotem, więc budzimy się i niewyspani zwijamy obóz, i z nadzieją postoju na śniadanie ruszamy w trasę. W ciągu pół godziny zaczyna padać. Początkowa mżawka przeradza się w porządną ulewę. Pomimo tego, wiatr rozgania szybko chodzące po nieboskłonie chmury. Wygląda nawet słońce, więc udaje nam się trochę wy-schnąć. Od tego momentu jest już tylko cieplej, gdy nagle w drodze na Augustów dopada nas ogromna burza. W ciągu minuty znajdujemy przystanek, pod którym przeczekujemy burzę. Wystarcza 10 minut i już znów świeci słońce, a niebo jest zupełnie bezchmurne.
Ostatnie 30km przed Augustowem dopada mnie jakiś dziki szał jazdy. Ciągniemy 25-30 km/h i nawet na podjazdach nie odpuszczamy. Deszczowe, świeże powietrze sprawia, że jazda daje nam mnóstwo frajdy a ciężkie rowery po równej szosie lecą niczym opętane:D. Na-smarowane zaś wczoraj łańcuchy pracują tak cicho, że słychać nad nami tylko fruwające ptaki, i szum otaczającego drogę lasu. Przed samym Augustowem zagadujemy jakiegoś rowerzystę, jak dojechać na ul. Nadrzeczną, przy której mamy zarezerwowana kwaterę. Okazuje się, ze gość też stamtąd pochodzi. Mamy więc pilota do samej Nadrzecznej. Jedziemy przepięknym bulwarem wzdłuż kanału Augustowskiego. Docieramy na kwaterę i pierwsze co robimy to pranie, kolacja a przed snem zimne piwko:D
Augustów wywiera na mnie wielkie wrażenie. Jestem tu pierwszy raz, miasto zaskakuje czystością, infrastrukturą i mimo wszystko liczbą ścieżek rowerowych.
To tyle na dziś. Spanie!! :D

Kruszyniany – Sokółka – Dąbrowa Białostocka – Lipsk – Augustów




  • DST 115.05km
  • Teren 40.00km
  • Czas 07:40
  • VAVG 15.01km/h
  • VMAX 38.90km/h
  • Temperatura 29.0°C
  • Sprzęt Author Solution 2007
  • Aktywność Jazda na rowerze

Moja I wyprawa rowerowa - dzień 10

Czwartek, 23 lipca 2009 · dodano: 12.08.2009 | Komentarze 0

Z naszego dzikiego noclegu bez śniadania ruszamy do Białowieży, oddalonej o ok. 15km. Po drodze jednak dopada nas głód, więc tankujemy żołądki przy pomniku z Żubrem symbolizującym pobliski rezerwat. Za chwilę oglądamy rezerwat, ale najciekawsze dla nas zwierzaki, tj. wilki i rysie:P niestety wypoczywają w dalszych częściach swoich wydzielonych obszarów. Oglądamy więc najpopularniejsze żubry i wyjeżdżamy na główną drogę.
Chwilę po opuszczeniu rezerwatu, po prawej stronie zauważamy drogowskaz na tajemni-cze Miejsce Mocy. Zawracamy więc i jedziemy je zobaczyć. Ale zanim je znajdziemy, to czeka nas blisko 5km jazdy po korzeniach, piachach i leśnych ścieżkach. Dojeżdżamy na miejsce i jesteśmy lekko rozczarowani: kilka przypadkowo ustawionych głazów to nic specjalnego a rzekome miejsce uzdrawiające wywołuje jakiś dziwny ból kręgosłupa u Krzyśka:P
Wracamy na trasę i kierujemy się do Narewki. Wkrótce okazuje się, że trasa to ok. 30km po terenie. Specjalnie uradowani nie jesteśmy, bo te ciężkie rowery… słowem zdrowe to dla nich nie jest ale na szczęście dziś się nic z nimi złego nie dzieje. Dodatkowo dopada nas kry-zys spożywczy… brakuje nam jedzenia a w pobliżu żadnych sklepów, a i teren pod rozbicie namiotów do wymarzonych nie należy. Bierzemy się w garść i uparcie rozbijamy namiot, ciągle atakowani przez natarczywe komary. Koniec na dziś.

Hajnówka – Białowieża – Narewka – Bobrowniki – Kruszyniany




  • DST 147.23km
  • Czas 08:08
  • VAVG 18.10km/h
  • VMAX 39.30km/h
  • Temperatura 27.0°C
  • Sprzęt Author Solution 2007
  • Aktywność Jazda na rowerze

Moja I wyprawa rowerowa - dzień 9

Środa, 22 lipca 2009 · dodano: 12.08.2009 | Komentarze 0

Bardzo rano bo już o ok. 7 wyjeżdżamy z Kodnia przy bardzo lekkiej mżawce, ale dziś mamy spory dystans do zrobienia, więc twardo jedziemy.
Przed nami droga na Terespol, aż do Hajnówki pod Białowieżą. W międzyczasie kończy nam się woda, więc zajeżdżamy do ludzi. Tam pewna babcia obdarowuje nas wiejskimi jaj-kami. Ludzka uprzejmość jest naprawdę wielka! W Hajnówce robimy zakupy. Kierujemy się na Białowieżę do Rezerwatu Żubrów, który planujemy zobaczyć jutro.
Dziś mamy szczęście do sakwiarzy. Po drodze spotykamy wyprawowiczów tak samo ob-juczonych jak my. Po chwili okazuję się, że to Belgowie, którzy od Warszawy jadą przez Polskę na południe. Solidarność rowerowa sprawia, że od razu znajdujemy tematy do rozmowy.
Na trasie mamy dziś przeprawę promową przez Bug w Niemirowie. W przewodniku jest informacja, że prom nie kursuje. Miejscowi twierdzą jednak, że to błędne dane. Jedziemy więc do promu, który faktycznie kursuje. Za dwa rowery i nas dwóch obsługa kasuje od nas całe 10zł! „Zdzierstwo!” myślę, ale to przez moją szeroko pojętą oszczędność:P
Pod sam wieczór znajdujemy miejsce na następny dziki nocleg w lesie za Hajnówką. Ro-bimy kolację i zakupionego ponad 6-cio kilogramowego arbuza, zjadamy w całości na raz. Brak witamin i zwykła nowość sprawiają, ze jemy go z wielkim apetytem. I po całym dniu jazdy wreszcie sen!

Kodeń – Kostomłoty – Terespol – Janów Podlaski – Gnojno – Niemirów - Czeremcha – Kleszczele – Hajnówka




  • DST 54.01km
  • Czas 03:23
  • VAVG 15.96km/h
  • VMAX 31.40km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Sprzęt Author Solution 2007
  • Aktywność Jazda na rowerze

Moja I wyprawa rowerowa - dzień 8

Wtorek, 21 lipca 2009 · dodano: 12.08.2009 | Komentarze 0

Wstajemy jak co dzień z rana tj. ok. godz. 8.00. Ciocia suto zastawia nam stół a na nim niemal królewskie śniadanie:D.
Żegnając się z wujostwem i dziękując za gościnę ruszamy w trasę zahaczając jeszcze o sklep rowerowy w słynnym włodawskim czworoboku. Krzysiek kupuje tam dętkę. Zaraz za nim ze sklepu wychodzi super babcia! Tak, kobieta w wieku ponad 70 lat, ekspedientka w sklepie rowerowym!! A dlaczego super babcia?? Bo ma na sobie koszulkę w barwach SUPER MANA ale z napisem Super Babcia Pani wywiera na nas bardzo pozytywne wrażenie. Mała pogawędka i za kilka minut ruszamy w drogę, kierując się na Kodeń, kolejny z punktów na szlaku „Polski Egzotycznej”. Po drodze zajeżdżamy do Jabłecznej, by zobaczyć Monaster. Niestety nasze stroje odbiegają od wymagań postawionych turystom i nie jest nam dane zwiedzić klasztorne wnętrza.
Jedziemy zatem dalej. Będąc już w Kodniu oglądamy małą, ale na pewno najpiękniejszą cerkiew jaką udaje nam się spotkać dotychczas. Złote, bogato zdobione wnętrza wywierają na mnie wrażenie przepychu i elegancji. Opuszczając cerkiew, w oddali słyszymy jakieś dźwięki bębnów. Podjeżdżamy bliżej i widzimy ludzi bawiących się na warsztatach bębniarstwa, jakkolwiek się ta sztuka zwie:D. Zatrzymujemy się na chwilę, by popatrzeć i za moment zostajemy zauważeni. Podchodzi do nas młody facet, od razu zwracając uwagę na nasze objuczone bagażami rowery. Za chwilę okazuje się, że wspomniany facet, Tomek pochodzi ze Śląska (to słychać:D), i że też jest zapalonym rowerowym wyprawowiczem, i że tak w ogóle to jest księdzem! Zagaduje nas, że te warsztaty, którym się przysłuchujemy to jeden z wielu punktów programu odbywającego się właśnie w Kodniu katolickiego Festiwalu Życia, na który nas zaprasza. Zaproszenie oczywiście przyjmujemy i sami zostajemy przyjęci przez organizatorów bardzo otwarcie. Wiele osób podchodzi i wypytuje nas dokąd zmierzamy, skąd jesteśmy i co robimy tak na co dzień. Jednak ciągłe zaczynanie zdania: Ja jestem z Radomia, a ja z Lublina, a tak w ogóle, jedziemy z Bochotnicy pod Puławami…” przyprawiało nas o lekki za-wrót głowy. Średnio powtarzamy te słowa 5 – 10 razy dziennie, aczkolwiek to bardzo przyjemne, bo ludzie ciągle odbierają nas jako mocno zakręconych i ciekawych świata ludzi.
Tak więc dziś zostajemy na Festiwalu Życia, a co będzie jutro to zobaczymy:D

Włodawa – Stawki – Jabłeczna – Kodeń