Info
Ten blog rowerowy prowadzi pauletto007 z miasteczka Lublin. Mam przejechane 27186.80 kilometrów w tym 3002.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.86 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2017, Kwiecień4 - 0
- 2017, Marzec4 - 0
- 2016, Październik1 - 0
- 2016, Wrzesień13 - 0
- 2016, Sierpień12 - 0
- 2016, Lipiec14 - 0
- 2016, Czerwiec13 - 0
- 2016, Maj12 - 0
- 2016, Kwiecień22 - 0
- 2015, Wrzesień5 - 0
- 2015, Sierpień11 - 0
- 2015, Lipiec24 - 0
- 2015, Czerwiec11 - 0
- 2015, Maj1 - 0
- 2015, Kwiecień3 - 0
- 2015, Marzec2 - 0
- 2014, Sierpień5 - 0
- 2014, Czerwiec2 - 0
- 2014, Kwiecień1 - 0
- 2014, Styczeń1 - 0
- 2013, Listopad1 - 0
- 2013, Październik2 - 2
- 2013, Wrzesień1 - 0
- 2013, Sierpień1 - 0
- 2013, Lipiec11 - 0
- 2013, Maj3 - 0
- 2013, Kwiecień2 - 0
- 2012, Październik2 - 2
- 2012, Wrzesień6 - 0
- 2012, Sierpień11 - 0
- 2012, Lipiec6 - 0
- 2012, Czerwiec5 - 0
- 2012, Maj6 - 0
- 2012, Kwiecień6 - 0
- 2012, Marzec3 - 0
- 2011, Listopad2 - 0
- 2011, Październik3 - 0
- 2011, Wrzesień4 - 0
- 2011, Sierpień14 - 0
- 2011, Lipiec14 - 0
- 2011, Czerwiec12 - 0
- 2011, Maj14 - 0
- 2011, Kwiecień9 - 0
- 2011, Marzec7 - 0
- 2011, Luty1 - 0
- 2010, Listopad2 - 0
- 2010, Październik5 - 2
- 2010, Wrzesień11 - 3
- 2010, Sierpień4 - 0
- 2010, Lipiec7 - 0
- 2010, Czerwiec15 - 0
- 2010, Maj8 - 0
- 2010, Kwiecień11 - 1
- 2010, Marzec7 - 0
- 2010, Luty3 - 2
- 2009, Listopad4 - 0
- 2009, Październik2 - 0
- 2009, Wrzesień15 - 0
- 2009, Sierpień21 - 0
- 2009, Lipiec27 - 1
- 2009, Czerwiec15 - 0
- 2009, Maj9 - 2
- 2009, Kwiecień9 - 7
- 2009, Marzec5 - 3
- 2009, Luty6 - 0
- 2008, Grudzień2 - 0
- 2008, Listopad2 - 0
- 2008, Październik6 - 0
- 2008, Wrzesień23 - 5
- 2008, Sierpień17 - 0
- 2008, Lipiec13 - 0
- 2008, Czerwiec13 - 0
- 2008, Maj6 - 0
- 2008, Kwiecień8 - 0
- 2008, Marzec6 - 3
- 2008, Luty2 - 2
- 2007, Październik2 - 3
- 2007, Wrzesień21 - 7
- 2007, Sierpień16 - 4
- 2007, Lipiec14 - 5
- 2007, Czerwiec15 - 4
- DST 147.23km
- Czas 08:08
- VAVG 18.10km/h
- VMAX 39.30km/h
- Temperatura 27.0°C
- Sprzęt Author Solution 2007
- Aktywność Jazda na rowerze
Moja I wyprawa rowerowa - dzień 9
Środa, 22 lipca 2009 · dodano: 12.08.2009 | Komentarze 0
Bardzo rano bo już o ok. 7 wyjeżdżamy z Kodnia przy bardzo lekkiej mżawce, ale dziś mamy spory dystans do zrobienia, więc twardo jedziemy.
Przed nami droga na Terespol, aż do Hajnówki pod Białowieżą. W międzyczasie kończy nam się woda, więc zajeżdżamy do ludzi. Tam pewna babcia obdarowuje nas wiejskimi jaj-kami. Ludzka uprzejmość jest naprawdę wielka! W Hajnówce robimy zakupy. Kierujemy się na Białowieżę do Rezerwatu Żubrów, który planujemy zobaczyć jutro.
Dziś mamy szczęście do sakwiarzy. Po drodze spotykamy wyprawowiczów tak samo ob-juczonych jak my. Po chwili okazuję się, że to Belgowie, którzy od Warszawy jadą przez Polskę na południe. Solidarność rowerowa sprawia, że od razu znajdujemy tematy do rozmowy.
Na trasie mamy dziś przeprawę promową przez Bug w Niemirowie. W przewodniku jest informacja, że prom nie kursuje. Miejscowi twierdzą jednak, że to błędne dane. Jedziemy więc do promu, który faktycznie kursuje. Za dwa rowery i nas dwóch obsługa kasuje od nas całe 10zł! „Zdzierstwo!” myślę, ale to przez moją szeroko pojętą oszczędność:P
Pod sam wieczór znajdujemy miejsce na następny dziki nocleg w lesie za Hajnówką. Ro-bimy kolację i zakupionego ponad 6-cio kilogramowego arbuza, zjadamy w całości na raz. Brak witamin i zwykła nowość sprawiają, ze jemy go z wielkim apetytem. I po całym dniu jazdy wreszcie sen!
Kodeń – Kostomłoty – Terespol – Janów Podlaski – Gnojno – Niemirów - Czeremcha – Kleszczele – Hajnówka
- DST 54.01km
- Czas 03:23
- VAVG 15.96km/h
- VMAX 31.40km/h
- Temperatura 25.0°C
- Sprzęt Author Solution 2007
- Aktywność Jazda na rowerze
Moja I wyprawa rowerowa - dzień 8
Wtorek, 21 lipca 2009 · dodano: 12.08.2009 | Komentarze 0
Wstajemy jak co dzień z rana tj. ok. godz. 8.00. Ciocia suto zastawia nam stół a na nim niemal królewskie śniadanie:D.
Żegnając się z wujostwem i dziękując za gościnę ruszamy w trasę zahaczając jeszcze o sklep rowerowy w słynnym włodawskim czworoboku. Krzysiek kupuje tam dętkę. Zaraz za nim ze sklepu wychodzi super babcia! Tak, kobieta w wieku ponad 70 lat, ekspedientka w sklepie rowerowym!! A dlaczego super babcia?? Bo ma na sobie koszulkę w barwach SUPER MANA ale z napisem Super Babcia Pani wywiera na nas bardzo pozytywne wrażenie. Mała pogawędka i za kilka minut ruszamy w drogę, kierując się na Kodeń, kolejny z punktów na szlaku „Polski Egzotycznej”. Po drodze zajeżdżamy do Jabłecznej, by zobaczyć Monaster. Niestety nasze stroje odbiegają od wymagań postawionych turystom i nie jest nam dane zwiedzić klasztorne wnętrza.
Jedziemy zatem dalej. Będąc już w Kodniu oglądamy małą, ale na pewno najpiękniejszą cerkiew jaką udaje nam się spotkać dotychczas. Złote, bogato zdobione wnętrza wywierają na mnie wrażenie przepychu i elegancji. Opuszczając cerkiew, w oddali słyszymy jakieś dźwięki bębnów. Podjeżdżamy bliżej i widzimy ludzi bawiących się na warsztatach bębniarstwa, jakkolwiek się ta sztuka zwie:D. Zatrzymujemy się na chwilę, by popatrzeć i za moment zostajemy zauważeni. Podchodzi do nas młody facet, od razu zwracając uwagę na nasze objuczone bagażami rowery. Za chwilę okazuje się, że wspomniany facet, Tomek pochodzi ze Śląska (to słychać:D), i że też jest zapalonym rowerowym wyprawowiczem, i że tak w ogóle to jest księdzem! Zagaduje nas, że te warsztaty, którym się przysłuchujemy to jeden z wielu punktów programu odbywającego się właśnie w Kodniu katolickiego Festiwalu Życia, na który nas zaprasza. Zaproszenie oczywiście przyjmujemy i sami zostajemy przyjęci przez organizatorów bardzo otwarcie. Wiele osób podchodzi i wypytuje nas dokąd zmierzamy, skąd jesteśmy i co robimy tak na co dzień. Jednak ciągłe zaczynanie zdania: Ja jestem z Radomia, a ja z Lublina, a tak w ogóle, jedziemy z Bochotnicy pod Puławami…” przyprawiało nas o lekki za-wrót głowy. Średnio powtarzamy te słowa 5 – 10 razy dziennie, aczkolwiek to bardzo przyjemne, bo ludzie ciągle odbierają nas jako mocno zakręconych i ciekawych świata ludzi.
Tak więc dziś zostajemy na Festiwalu Życia, a co będzie jutro to zobaczymy:D
Włodawa – Stawki – Jabłeczna – Kodeń
- DST 115.03km
- Teren 10.00km
- Czas 06:27
- VAVG 17.83km/h
- VMAX 48.30km/h
- Temperatura 23.0°C
- Sprzęt Author Solution 2007
- Aktywność Jazda na rowerze
Moja I wyprawa rowerowa - dzień 7
Poniedziałek, 20 lipca 2009 · dodano: 12.08.2009 | Komentarze 0
Już z rana ok. 8 budzą nas ostro bzyczące komary i inne szerszenie. Twardo robimy śniadanie – płatki owsiane plus konserwa, to już nasz taki tradycyjny poranny posiłek.
Zwijamy nasz obóz i ruszamy w trasę, bo przed nami dziś prawie 120km z ciągle ciężkimi rowerami. I tak jedziemy, co chwilę spoglądając na niebo. Nad nami z lewej czarno, z prawej czarno. Jedynie wiejący wiatr jest w stanie uchronić nas przed krążącą w pobliżu burzą. Dzięki niemu właśnie unikamy deszczu. Momentami wiatr mocno kręci, raz wieje nam w twarz a raz w plecy. Za Sobiborem robimy sobie przerwę na obiad a we Włodawie zajeżdżamy do mojej chrzestnej na nocleg.
Wujek z ciocią ku mojemu wielkiemu pozytywnemu zaskoczeniu czekają na nas z grillem i nie tylko:D I tak czekamy co przyniesie jutrzejszy dzień.
Wólka Krasiczyńska (ok. 600m podjazdu 9%) – Krasiczyn – Ruda Huta – Chełm – Świerże - Uhrusk – Wola Uhruska – Sobibór – Orchówek – Włodawa
- DST 92.43km
- Teren 15.00km
- Czas 05:14
- VAVG 17.66km/h
- VMAX 50.10km/h
- Temperatura 23.0°C
- Sprzęt Author Solution 2007
- Aktywność Jazda na rowerze
Moja I wyprawa rowerowa - dzień 6
Niedziela, 19 lipca 2009 · dodano: 12.08.2009 | Komentarze 0
W nocy padający deszcz nie pomaga wyschnąć naszym ciuchom więc mokre pakujemy do worków w nadziei wysuszenia dziś wieczorem. Zakładamy więc wszystkie bagaże na rowery. Za chwilę łapie nas mocny wiatr i ulewa, które trwają dziś przez blisko pół dnia.
Pomimo padającego deszczu początkowo twardo jedziemy, lecz nie widać by się przejaśniało. Jest wręcz gorzej, więc zatrzymujemy się na przystanku, pijemy gorącą herbatę i jemy zupkę. Zupka to kolejny z ciekawszych elementów naszego jadłospisu:D.
Lekkie przejaśnienie nieba i siadamy na rowery a za niedługo jesteśmy już w Zwierzyńcu, a później w Zamościu gdzie na 16tą trafiamy na niedzielną mszę. Za Zamościem znajdujemy nocleg dopiero pod Krasiczynem. Zanim do niego dojedziemy mamy na zmianę zjazdy i pod-jazdy, ciągle pod wiatr. Pod koniec dnia, brakuje nam wody więc zajeżdżamy do stacji paliw.. Dlaczego?? Przemiła obsługa na stacji ratuje nas i za chwilę napełniamy wodą wszystko co puste.
Szczęśliwi, z zapasem wody trafiamy na kolejny dziki nocleg.
Hutki k. Krasnobrodu – Zwierzyniec – Zamość – Wólka Krasiczyńska
- DST 67.53km
- Teren 5.00km
- Czas 04:24
- VAVG 15.35km/h
- VMAX 46.90km/h
- Temperatura 29.0°C
- Sprzęt Author Solution 2007
- Aktywność Jazda na rowerze
Moja I wyprawa rowerowa - dzień 5
Sobota, 18 lipca 2009 · dodano: 12.08.2009 | Komentarze 0
Pierwsza tak dobrze przespana jak dla mnie noc. Z rana jest dość chłodno, ale znów szyb-ko wychodzi ostre słońce i dzień na większą jazdę nie zapowiada się ciekawie. Z rana już standardowo na śniadanie jemy płatki owsiane na mleku. Jakie to dobre! To Krzyśka pomysł na dietę, którą od dziś do końca wyprawy wprowadzamy w nasz codzienny poranny jadłospis.
Zwijamy nasz obóz i ruszamy w drogę. Kierujemy się na Krasnobród, a dokładnie na Hutki, w okolicach Krasnobrodu, gdzie mamy zarezerwowany nasz pierwszy nocleg na kwa-terze. Po drodze jednak zahaczamy o Rezerwat „Czartowe Pole” za Suścem oraz malownicze kamieniołomy w Józefowie.
W Krasnobrodzie robimy zakupy i zmierzamy w pierwszej kolejności do punktu widokowego, z którego widać przepiękną panoramę okolic miasteczka. Później nie bez trudu, ale w końcu udaje nam się trafić do wspomnianych Hutek. Dzięki trudnościom przypadkowo natrafiamy na urokliwą kapliczkę św. Rocha. Z Krasnobrodu udajemy się na agroturystykę. Dzięki uprzejmości gospodarza, pożyczamy miski, robimy pranie, kolację i wieczorne piwko.
Pod wieczór zrywa się mocny wiatr, zaczyna padać deszcz, na który długo czekamy, ale z uwagi na mokre, uprane ciuchy nie do końca jesteśmy szczęśliwi. Po pełnym przygód dniu idziemy wreszcie spać!
Narol – Susiec – Józefów – Krasnobród – Hutki k. Krasnobrodu
- DST 100.47km
- Teren 30.00km
- Czas 06:40
- VAVG 15.07km/h
- VMAX 48.90km/h
- Temperatura 29.0°C
- Sprzęt Author Solution 2007
- Aktywność Jazda na rowerze
Moja I wyprawa rowerowa - dzień 4
Piątek, 17 lipca 2009 · dodano: 12.08.2009 | Komentarze 0
Po śniadaniu, zbieramy nasz biwak, napełniając bidony wodą, serdecznie dziękując księdzu za gościnę. Ruszamy w drogę. Jednocześnie ciągle rozglądamy się za miejscem na kąpiel ale dziś nie jest z tym łatwo.
Za Stubnem wjeżdżamy w wielokilometrowe lasy. Jest to strefa nadgraniczna więc, szyb-ko padamy ofiarami rutynowej kontroli przez polskich strażników granicznych:
-„Panowie, gdzie jedziecie, skąd jedziecie, co wieziecie w sakwach? – pytają nas.
- Krzysiek wygłasza swoją słynną już kwestię: „Spotkaliśmy się pod Puławami. Ja jestem z Radomia a kolega z Lublina i jedziemy przez Polskę. Najpierw na Południe do Przemyśla a stamtąd aż do Suwałk wzdłuż wschodniej granicy szlakiem rowerowym „Polski Egzotycznej”
- Strażnik – „Jakiej egzotycznej Polski??!! Przecież my tu mamy prąd, wodę i gaz! :D
Chwilę jeszcze gadamy, panowie oddają nam dokumenty i jedziemy dalej.
Już na Roztoczu w miejscowości Horyniec Zdrój udajemy się nad miejscowy zalew, żeby choć chwilę popływać. Robimy zakupy i po raz pierwszy w ciągu naszej wyprawy spotykamy takiego samego sakwiarza jak my:D
Od Horyńca jedzie nam się zupełnie dobrze, pomimo dużej liczby podjazdów. Roztocze słynie z takiego ukształtowania terenu jakie jest w niższych partiach Bieszczad. Niestety dziś dopada mnie kryzys i nagle zaczyna mi się jechać dużo trudniej. Często myślę o powrocie do domu, ale się nie poddaję. Pod wieczór wszystko wraca do normy. Kawałek od drogi za Narolem znajdujemy miejsce na rozbicie namiotu. Bardzo fajnie z resztą trafiamy, bo jest to łąka, za którą płynie rzeka. Jest więc okazja, żeby się odświeżyć przed snem.
Stubno – Horyniec Zdrój – Narol
- DST 126.72km
- Czas 06:51
- VAVG 18.50km/h
- VMAX 53.10km/h
- Temperatura 32.0°C
- Sprzęt Author Solution 2007
- Aktywność Jazda na rowerze
Moja I wyprawa rowerowa - dzień 3
Czwartek, 16 lipca 2009 · dodano: 12.08.2009 | Komentarze 0
Wstajemy dziś dość wcześnie rano i ok. 8.40 jesteśmy już w drodze. Patrząc na czyste, bezchmurne niebo szykuję nam się kolejny upalny dzień. „O zgrozo!”, myślę sobie na każ-dym podjeździe.
Dziś kierujemy się na Przemyśl. Im bliżej miasta, tym trudniej się jedzie. Podjazdy są co raz dłuższe i ostrzejsze. Nie ma się czemu dziwić; w końcu wjeżdżamy na Pogórze Przemyskie. Na zjazdach natomiast nasze rowery toczą się jak czołgi, słychać jak głośno pracują klocki hamulcowe przy dohamowywaniu, a każdy boczny podmuch wiatru może skończyć się niebezpiecznie. Zatem na zjazdach pełna koncentracja obowiązkowo! Ku naszemu szczęściu pogoda jest dla nas łaskawsza niż wczoraj. Ok. godz. 15tej zaczynamy bezowocne poszukiwanie kwatery w okolicach Przemyśla, nikt nie chce nas przyjąć na jeden nocleg. Niedobrze, bo ciągle przybywa nam ciuchów do prania. Mamy więc dwa wyjścia: kolejny dziki nocleg lub poszukiwanie lokum u księdza:D
Za Medyką w Stubnie, pod granicą polsko ukraińską właśnie kończy się wieczorna msza. Spotykamy też wracającego z kościoła na plebanię księdza. Chwila rozmowy i ksiądz pozwala nam rozbić nasz biwak u siebie na plebanijnym podwórku. Gdy tylko kończymy rozbijać namiot ksiądz zupełnie niespodziewanie zaprasza nas do siebie na kolację. I jest to kolacja z prawdziwego zdarzenia! Kilka przeróżnych sałatek, pieczeń z kurczaka ze śliwką, i świeży chlebek. O takiej uczcie mogliśmy sobie tylko pomarzyć! Ksiądz jest nad wyraz miły, długo rozmawiamy różne, różniste tematy i nie wiedzieć kiedy mija tyle czasu. Ok. godziny 23 bierzemy się za przesmarowanie napędów i profilaktyczne sprawdzenie kół przed jutrzejszym wyjazdem w trasę. Gdy kończymy przegląd, szybko łamie nas sen.
Kapki – Przeworsk – Leżajsk – Przemyśl – Medyka - Stubno
- DST 93.40km
- Czas 05:40
- VAVG 16.48km/h
- VMAX 43.80km/h
- Temperatura 32.0°C
- Sprzęt Author Solution 2007
- Aktywność Jazda na rowerze
Moja I wyprawa rowerowa - dzień 2
Środa, 15 lipca 2009 · dodano: 12.08.2009 | Komentarze 0
Wstajemy ok. 8.00, pakujemy biwak i w drogę. Jest kiepsko, bo noc bardzo ciepła a my pozostajemy bez wody! Szczęśliwie, po drodze spotykamy miłą niewiastę, która ratuje nam życie dając wodę:D A za chwilę już totalnie szczęśliwi znajdujemy strumyk, nad którym w lodowatej wodzie zażywamy cudownej kąpieli:P Ach jak pięknie, lepiej być już nie może! Przyjemność niestety szybko się kończy, szybko bo już w chwili, gdy siadamy na rowery. Żar z nieba powoduje, że nie pamiętamy, że przed momentem kąpaliśmy się w rzeczce. Wyjeżdżając na szosę, Krzysiek łapie gumę. Mamy więc pierwszy postój serwisowy. Jak się okazu-ję, nawaliła nie dętka a opona i to nie byle opona. Schwalbe Maraton! Przez wielu zaliczana do solidnych! Usterka prawdopodobnie występuje na skutek przetarcia. A na dodatek jak na złość nawala nam też moja pompka. Po naprawie z trudem, ale jednak wtłaczamy trochę powietrza do dętki, ale jest go za mało. Na najbliższej stacji paliw Krzysiek dopompowuje koło i dalej jedziemy już żwawiej, dotaczając się do Stalowej Woli, gdzie Krzysiek przezornie na-bywa nową oponę. Jak okaże się niedługo - nie tak całkiem niepotrzebnie.
Ludzie w Stalowej Woli są dla nas bardzo mili: niemal na każdym skrzyżowaniu ze światłami nas pozdrawiają, są ciekawi dokąd zmierzamy. Cały dzień pomimo przygód upływa dość fajnie, jednak upał znów daje się ostro we znaki i pod wieczór ponownie tankujemy do pełna wodę. Dziś nie mamy od razu tak dużo szczęścia, gdyż jedna pani kieruje nas po wodę do sklepu. I bądź tu człowiekowi czowiekiem!:P Swoje pomyśleliśmy i nadal poszukujemy dobrego ludzia:D Szczęśliwie za ok. 300m mamy już wodę zimniusieńką, czyściusieńką pro-sto z przydomowej studni. I tak zaopatrzeni udajemy się na drugi nocleg na dziko.
Kraśnik – Stalowa Wola – Nisko – Krzeszów – Kapki
- DST 128.67km
- Teren 10.00km
- Czas 08:58
- VAVG 14.35km/h
- VMAX 48.20km/h
- Temperatura 31.0°C
- Sprzęt Author Solution 2007
- Aktywność Jazda na rowerze
Moja I wyprawa rowerowa - dzień 1
Wtorek, 14 lipca 2009 · dodano: 12.08.2009 | Komentarze 0
Planowane oficjalne rozpoczęcie wyprawy w Bochotnicy, do której od domu mam 51,40km. Od miejsca spotkania liczę wyprawowy kilometraż.
„Wreszcie!” To pierwsze słowo, które mi przychodzi do głowy, gdy tylko spotykamy się z Krzyśkiem w Bochotnicy, którą oficjalnie przyjmujemy za początek naszej eskapady po Polsce. O chęci organizacji wyprawy, jak napisałem wcześniej, marzyłem już w ubiegłym roku, jednakże jakoś nie byłem tam mocno zdeterminowany jak w tym sezonie. W tym roku dojrzałem do tego tematu.
I tak zgodnie z obranym planem z Bochotnicy przemieszczamy się przeróżnymi drogami, asfaltami, szutrami, leśnymi i polnymi ścieżkami. W sumie dziś terenu mamy ok. 10km, jednak jak na pierwszy dzień, to blisko 30kg bagażu powoduje, że nie jedzie się szczególnie łatwo. Na równych asfaltach, których dziś nam nie brakuje tak ciężkim rowerem można by na-prawdę szybko jechać, gdyby nie te podjazdy. Będą one nam towarzyszyć niemal przez całą wyprawę. Dziś palące z nieba słońce bardzo nam przypieka. Na podjazdach bywa ciężko a woda ubywa w mgnieniu oka, średnio po ok. 8 litrów na każdego z nas. Ten życiodajny i da-jący ukojenie napój szybko się kończy. Szukamy miłego gospodarza, który nas wspomoże błogim H2O. Po chwili znajdujemy miłego pana, tankujemy wszystko co mamy i dalej w drogę, dziś kierując się na Kraśnik. Gdy mijamy miasto, już po 19tej szukamy naszego pierwsze-go miejsca na nocleg. Znajdujemy je na trasie do Zamościa, ok. 8km za Kraśnikiem. Rozbijamy namiot na dziko w lesie, jemy kolację i idziemy spać.
Bochotnica – Opole Lubelskie- Kraśnik
- DST 186.18km
- Teren 20.00km
- Czas 08:58
- VAVG 20.76km/h
- VMAX 35.90km/h
- Temperatura 19.0°C
- Sprzęt Author Solution 2007
- Aktywność Jazda na rowerze
Od rana do wieczora...
Niedziela, 12 lipca 2009 · dodano: 12.07.2009 | Komentarze 1
... we dwóch z Michałem pojechaliśmy do Sobiboru bardzo dużym zakolem przez Łęczną, Urszulin, Hańsk i kilkanaście innych miejscowości. Wracając przez Urszulin postanowiliśmy zahaczyć jeszcze o siedzibę Poleskiego Parku Narodowego i Muzeum PPN w Załuczu. A pogoda nas dziś nie rozpieszczała: wiało, padało i paliło na przemian. Ciemne chmury, które zebrały się nad nami już po 50km w Hańsku towarzyszyły nam aż do Żdżarki, tj. przez kolejne 50km. Przez te same 50 km padało. Mimo wszytko jestem bardzo zadowolony, bo dzisiejszy dystans to mój rekord. Miałem aspiracje na 200km, żeby jeszcze dojechać nad Zalew Zemborzycki, ale przy niedzieli i tych setkach niedzielnych rowerzystów na ścieżce stwierdziłem, ze nie warto. Wypad bardzo udany, ale momentami w wyniku bardzo wczesnej pobudki zamykały mi się oczy. Było super!